Posts Tagged 'PiS'

Centralne Biuro Adresowe

Arkadiusz Mularczyk, gwiazda pisowskiej palestry (nielicznej ale zawsze) nadal skupia się na tym by udowodnić, że nie zasługuje na posługiwanie się tytułem zawodowym adwokata a przy okazji wykazać, że nie czyta projektów ustaw, które popiera jako poseł.

IAR donosi właśnie, że Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk zwrócił się do CBA o odszukanie byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego Jerzego Stępnia, któremu chce wytoczyć proces. W przekazanym mediom oświadczeniu poseł napisał, że wystąpił do CBA z wnioskiem jako do „ostatniej praworządnej instytucji i ostatniej deski ratunku”.

Poseł pisze, że nie udało mu się ustalić miejsca popytu i adresu Jerzego Stępnia, a prezes Trybunału Bogdan Zdziennicki odmówił przekazania korespondencji Stępniowi do celów procesowych”.

Przez chwilę pomyślałem, że może poseł zamierza się zwrócić do Centralnego Biura Adresowego ale przypomniałem sobie co pan poseł osobiście przegłosował w Sejmie:

Art. 1 ust. 2 ustawy o CBA stanowi, że nazwa Centralne Biuro Antykorupcyjne i jej skrót „CBA” przysługuje wyłącznie Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu.

I tak właśnie dawne CBA musiało zakończyć swój żywot.

Adwokatowi Mularczykowi gdyby nadal miał problemy z ustaleniem gdzie przeniosło się CBA służę darmową poradą – interesujące go dane może uzyskać w trybie określonym w rozdziale 8b ustawy o ewidencji ludności i dowodach osobistych składając wniosek w Wydziale Udostępniania Informacji Departamentu Centralnych Ewidencji Państwowych MSWiA ul Domaniewska 36/38, 02-672 Warszawa.

Jakby nadal miał z tym trudności to przed „ostatnią deską ratunku” powinna go uchronić ta sformułowana dla obywateli instrukcja.

A na koniec również gratis dla przypomnienia:

Adwokatowi nie wolno świadomie podawać sądowi nieprawdziwych informacji.

Naruszeniem godności zawodu adwokackiego jest takie postępowanie adwokata, które mogłoby go poniżyć w opinii publicznej lub poderwać zaufanie do zawodu.

Adwokat powinien wykonywać czynności zawodowe według najlepszej woli i wiedzy, z należytą uczciwością, sumiennością i gorliwością. Obowiązkiem adwokata jest stałe podnoszenie kwalifikacji zawodowych i dążenie do utrzymania wysokiej sprawności zawodowej.

Przypadki Zbigniewa Ziobro – śladami Aleksandry Jakubowskiej

Poseł – członek komisji śledczej – Minister Sprawiedliwości – poseł. Zbigniew Ziobro po przechodzi zaskakującą ewolucję, również poglądów. Prześledźmy ją.

Zbigniew Ziobro AD 2004

Aleksandra Jakubowska pełniąca funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury, działając w wykonaniu z góry powziętego zamiaru w dniu 7 styczniu 2003 roku popełniła przestępstwo usunięcia istotnych zapisów na komputerowym nośniku informacji, tj. czyn z art. 268 § 2 k.k. oraz przestępstwo usunięcia dokumentu, którym nie miała prawa wyłącznie dysponować, tj. czyn z art. 278 k.k. w ten sposób, że poleciła skasować informacje z twardych dysków służbowych komputerów, które obejmowały korespondencję mającą charakter służbowy, a dotyczącą m.in. konsultacji związanych z opracowywaniem projektu nowelizacji ustawy o RTV, w tym projektu rządowej autopoprawki.

Zbigniew Ziobro AD 2008

Natomiast przed oddaniem laptopa poleciłem, by ten twardy dysk, który działał przed moim odejściem, został zapisany programem, uniemożliwiającym dotarcie do danych, które są na nim zawarte – powiedział. Dodał, że postąpił tak, jak postępuje się na całym świecie w instytucjach podobnych do tej, którą kierował.

Nie sądzę, by ktoś mógł uzyskać jakieś dane z tego mojego użytkowania internetu, czy jeśli zdarzyło mi się jakąś notatkę tam zrobić z postępowania karnego – powiedział.

Jakie lody chce ukręcić Platforma w mediach – część pierwsza

Jak Platforma likwiduje media publiczne? Wygląda na to, że PO rzeczywiście chce dotrzymać obietnicy i zlikwidować media publiczne. W zamian otrzymamy media rządowe.
Zaskakująco cicho jest na temat proponowanej przez Platformę nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, która ma wejść pod obrady Sejmu na rozpoczynającym się dzisiaj posiedzeniu. A warto zajrzeć do „Poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji i innych ustaw” (druk sejmowy nr 151) bo to bardzo ciekawy dokument.
Polecam na początek sięgnąć do „diagnozy” postawionej w uzasadnieniu do projektu PO:

Można było mieć nadzieję, że dojście do władzy prawicowej formacji odwołującej się do idei budowy demokratycznego państwa prawa – a fundamentem tegoż jest wolność słowa i niezależność mediów – odwróci fatalne tendencje zawłaszczania mediów przez polityków. Zaproponowana przez Prawo i Sprawiedliwość i przegłosowana wespół z „Samoobroną” tudzież Ligą Polskich Rodzin nowelizacja ustawy przeprowadzana w ekspresowym tempie i z naruszeniem dobrych obyczajów parlamentarnych w grudniu 2005r. była tych nadziei zaprzeczeniem. Otrzymaliśmy prawdziwie partyjną Krajową Radę, równie partyjne rady nadzorcze i co najmniej kontrowersyjne „partyjno – parytetowe” zarządy telewizji publicznej i radia. W efekcie w ofercie programowej nadawców zwanych publicznymi zatriumfował bieżący interes polityczny ugrupowań rządzących.

Po takim wstępie wypada oczekiwać iście cudownego odpolitycznienia mediów publicznych, prawda? Cóż więc innego niż PiS proponuje nam partia Donalda Tuska?
Trzeba przyznać, że PO nie ograniczyła się jedynie do podążania drogą PiSu i odzyskania wielokrotnie odzyskiwanej telewizji publicznej. Wprowadzenie mediów rządowych, poddanie mediów prywatnych kontroli rządu z jednoczesnym wyrwaniem zębów odzyskanej ponownie Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji czy też znalezienie bata na media Ojca Rydzyka – jest o czym pisać.
W pierwszym odcinku zacznijmy od recepty Platformy na media publiczne. Obecnie rady nadzorcze mediów publicznych powołuje „niezależna inaczej” KRRiT, a te rady powołują zarządy publicznego radia i telewizji. PO jak w ogranym szmoncesie postanowiła „pominąć pośrednika” i z mediów publicznych od razu zrobić media rządowe.
I tak według projektu Platformy, rady nadzorcze oraz zarządy, w tym prezesa Polskiego Radia i TVP ma powoływać i co ważne odwoływać pozornie niewinnie brzmiące „walne zgromadzenie akcjonariuszy”. To zgromadzenie w jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa stanowi z natury apolityczny Minister Skarbu Państwa. Prawda, że od razu lepiej?
Malkontenci pewnie powiedzą, że PO nie idzie na całość i wprowadza jakieś konkursy na członków zarządów i rad nadzorczych ale na szczęście jakby wyniki konkursów organizowanych przez „cieszącą się ponadpartyjnym autorytetem Krajową Radę Radiofonii i Telewizji” (tak w uzasadnieniu projektu) nie dość odpolityczniały media publiczne, to zawsze włączyć się może walne zgroma… przepraszam Minister Skarbu i zrobić porządek. Z „ważnych powodów” oczywiście, jak stanowi projekt.
I tylko jedno pytanie pozostaje otwarte dla przyszłych uczestników tej z natury apolitycznej karuzeli – czy odprawy prezesów w tych radiowych Orlenach i telewizyjnych KGHMach będą podobnej wielkości jak w ich sławniejszych odpowiednikach?


W końcu „niezależność” ma swoją cenę.

Czytaj też: Platformy skok na telewizję

Tanie Państwo czyli wigilijna zupa z BORowików

W Wigilię „Gazeta Wyborcza” nie przemówiła ludzkim głosem i poinformowała po raz kolejny jak PiS pojmował „Tanie Państwo”. O darze mowy dla zwierząt tego szczególnego dnia przypomniał sobie za to Zbigniew Wassermann chcąc nas wszystkich zrobić w konia.
Kultywując ideę „Taniego Państwa”, co bywa trudne w czasach walki z dziadostwem, byli ministrowie Wassermann i Ziobro latając samolotami wysyłali za sobą naziemną obsługę Biura Ochrony Rządu – samochodem.

Kilka godzin przed odlotem ministra do Krakowa z Warszawy wyruszał nasz samochód z kierowcą, by zdążyć na przylot ministra na lotnisko w podkrakowskich Balicach – opowiada oficer BOR.

Samochód odwoził Wassermanna do domu. Weekend BOR-wiec spędzał w hotelu, w dniu powrotu ministra do Warszawy zawoził go na lotnisko i wyruszał do Warszawy, gdzie z kolei na Okęciu przylotu koordynatora oczekiwał drugi samochód BOR.

Swoją dwuletnią heroiczną walkę by zmienić ten stan rzeczy opisuje były minister koordynator:

Mimo usilnych starań byłem niewolnikiem obowiązujących przepisów ochrony i nie udało mi się tego zmienić.

Walka ta jest o tyle ciekawa, że zgodnie z ustawą o Biurze Ochrony Rządu ani Ziobrze ani Wassermannowi nie przysługuje obowiązkowa ochrona BOR. Obaj panowie byli objęci ochroną wyjątkowo na mocy decyzji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, początkowo Ludwika Dorna.

Ileż to Ziobro i Wassermann musieliby się namęczyć próbując przekonać kolegę partyjnego do zmiany zakresu ochrony. Pozostaje tylko podziwiać Żelaznego Ludwika, że nie ugiął się pod tymi prośbami i żądaniami i nie naraził kadr IV RP na podróż z lotniska taksówką.

Przepisy dotyczące ochrony BORu są jak widać dla PiSu bardzo elastyczne: podobno minister Kaczmarek był władny by zdjąć obowiązkową ochronę wicepremierowi Lepperowi a „niewolnik przepisów” Wassermann nijak nie mógł się jej pozbyć. Zagadka „Biura Ochrony Ziobry” pozostaje dalej nierozwiązana.

A może Zbigniew Wassermann będąc „niewolnikiem przepisów” zwyczajnie wziął sobie do serca złożone niegdyś ślubowanie i nadal ochrania „zdobycze ludu pracującego”?

Platformy skok na telewizję

Kilka razy byłem pytany czy zabiorę się za felczerów prawa z PO. Nadarza się właśnie okazja – Platforma forsuje niezgodną z Konstytucją nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji. Oceniać mogę jedynie medialne doniesienia na temat założeń nowej ustawy i sugerowanego terminu prac ale już na tym etapie nie wygląda to dobrze.

Pierwszym sygnałem dla PO, żeby bardzo ostrożnie zabierać się do rzeczy powinno być bogate orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego dotyczące Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. KRRiT jest bowiem Radą „wielokrotnie odzyskaną”, poczynając od zagrywek Lecha Wałęsy (powered by Falandysz). Ostatnio jak wiemy skutecznie KRRiT oblegał PiS.

W korowodzie hipokryzji

Zabawne, że dwa lata temu to posłowie PO (w ślad za grupą posłów SLD) skierowali wniosek do Trybunału sprawie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa PiSu. Wskazując w nim na niekonstytucyjność tych zmian, podnieśli następujące argumenty (za streszczeniem zamieszczonym w uzasadnieniu wyroku TK w sprawie 04/06):

Grupa posłów odniosła się także do art. 21 i art. 24 ustawy o przekształceniach, podkreślając niezgodność przyjętych regulacji z zasadą pewności prawa i zasadą ochrony praw nabytych wyprowadzonych z art. 2 Konstytucji oraz z art. 7 w związku z art. 213 Konstytucji. W ocenie wnioskodawców, naruszeniem niezależności KRRiT jest taka zmiana reguł jej funkcjonowania, która istotnie zmienia pozycję ustrojową tego organu, powodując – wskutek zmniejszenia liczby członków i natychmiastowego zakończenia kadencji KRRiT – ograniczenie zdolności do odzwierciedlenia różnic politycznych w jej funkcjonowaniu.

Wiemy zatem jaka ustawa PO nie będzie, bo przecież ta partia nie chciałaby łamać reguł, na które sama się powoływała. Prawda?

Odłamkowym! Jest odłamkowym!

Trzeba PO przyznać, że stara się być kreatywna bo poza odzyskaniem telewizji publicznej (najsilniejszej na rynku) i reszty mediów publicznych wprowadziła do gry nowy element – zabrać KRRiT kompetencje do wydawania koncesji. Założenia nowej ustawy PO podobnież przewidują, że koncesje będzie wydawał Urząd Komunikacji Elektronicznej (obecnie odpowiedzialny za telekomunikację). Warto wyjaśnić, że UKE to centralny organ administracji rządowej, podległy obecnie Ministrowi Infrastruktury.

Oznacza to dwie rzeczy: pozbawienia uprawnień do wydawania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej organu, który w myśl Konstytucji stoi na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji. Po drugie i ważniejsze oddaje decyzje koncesyjne w ręce rządu czyli czyni je potencjalnie zależnymi od aktualnego układu rządowego. Nie muszę chyba dodawać czym to pachnie.

Niezorientowanym w temacie można jeszcze dorzucić, że polski rynek telewizyjny czeka w ciągu najbliższych lat rewolucja na miarę Euro 2012 – wprowadzenie telewizji cyfrowej. I podobnie jak w wypadku Euro według specjalistów nie bardzo jest czas na wybieranie lokalizacji Stadionu Narodowego i jego wykonawcy. Na razie PO widać pozostaje w fazie wczesnej HGW i stadionu w Łomiankach.

Wetem czy Trybunałem?

Jeśli wspomniane pomysły PO zostaną przelane na papier i uchwalone przez Sejm, Lech Kaczyński będzie musiał rozważyć czy założyć wór pokutny, pochwę od miecza powiesić na szyi i czekać wysłuchania w Trybunale Konstytucyjnym. Musi bowiem wybrać pomiędzy zastosowaniem prezydenckiego weta, które jest środkiem zawodnym a wnioskiem do tak miłego jego sercu Trybunału.

Biorąc pod uwagę dotychczasowe orzecznictwo TK projekt PO jest niekonstytucyjny w trzech punktach. Po pierwsze w wyroku w sprawie PiSowskiej nowelizacji TK w pełnym składzie uznał za niezgodne z konstytucją przedwczesne zakończenie kadencji KRRiT w drodze zmiany ustawy w sytuacji braku szczególnych okoliczności uzasadniających takie rozwiązanie. Po drugie z orzeczenia TK w sprawie abonamentu telewizyjnego wynika szerokie rozumienie kompetencji KRRiT, z którym pozbawienie kompetencji do wydawania koncesji byłoby sprzeczne. I wreszcie w świetle rozważań o niezależności KRRiT i wolności słowa przekazanie tej kompetencji do organu zależnego od rządu jest niezgodne z konstytucją.

Trzeba też pamiętać, że wniosek prezydenta do TK ma pozycję silniejszą niż wniosek grupy posłów. Złożenie go wstrzymuje wejście w życie ustawy. W przypadku uznania przez Trybunał za niekonstytucyjne przepisów nierozerwalnie związanych z całą ustawą idzie ona do kosza – Prezydent ma obowiązek odmówić jej podpisania. Tym dziwniejsze, że felczerzy prawa, tym razem z PO wysmażyli takiego knota sami się podkładając.

Będziemy walczyć o pokój, aż nie zostanie kamień na kamieniu

Mówiąc Liroyem nasza konstytucja została już „zbadana z przodu i z tyłu”. Platforma idzie dalej tą drogą i pewnie uraczy nas kolejnymi sloganami z puli zbliżonej do „rewolucji oralnej”. Cytatami, które przypominają najwyżej słowa „dla dobra polskiej piłki” padające w „Piłkarskim Pokerze”.

Konstytucja bardziej niż każdy inny akt prawny zależy od kultury prawnej i politycznej. PiS zabrał się za tą kulturę grubym papierem ściernym a gdzieniegdzie zapaskudził towotem. Platforma chcąc ponownie „odzyskać” KRRiT i przekazać koncesjonowanie mediów w ręce organu zależnego od rządu chce chyba wypróbować hebel*.

*Tak wiem, że poprawna polska nazwa to „strug”.

Czytaj też: Jakie lody chce ukręcić Platforma w mediach – część pierwsza

 

Nowy 13 grudnia – ostatnia niespełniona obietnica Jarosława Kaczyńskiego

Po koniec września na rzeszowskiej konwencji PiSu ówczesny premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że zwycięstwo PO w wyborach oznacza „nowy 13 grudnia 1981 r.”. Platforma ostatnie wybory wygrała, wyglądam dzisiaj za okno i jakoś nie widzę transporterów opancerzonych. Nie widać również zapowiadanej przez Kaczyńskiego koalicji PO-LiD.

 

Styl azjański, wykształcony przez wcześniejszych sofistów, charakteryzował się patosem, skłonnością do deklamacji, używaniem jaskrawych określeń, retorycznych pytań. Obliczony był głównie na wywołanie efektów emocjonalnych.

Nie pamiętam już jak słowa premiera tłumaczyli jego wyznawcy i gwardia przyboczna z Gosiewskim na czele ale mam dla Prezesa Kaczyńskiego jedną radę – warto by w przyszłości skorzystał z mądrości starożytnych. Obietnic w najbliższym czasie raczej nie będzie miał okazji składać ale niech weźmie sobie poniższy przykład do serca:

Wybitnym mówcą był zwłaszcza Gajusz Grakchus, reprezentujący demagogiczny, azjański typ wymowy. Plutarch podaje, że Gajusz miał niewolnika, specjalnie uważającego na to, by pana swego temperować w momentach największego zapału retorycznego.

Ktoś zgłasza się na ochotnika?

Cytaty pochodzą z R. Łuczywek, O. Missuna „Sztuka wymowy sądowej”, Wydawnictwo Prawnicze, Warszawa 1982.

Dlaczego nie warto odchodzić z PiS

Zaskakujący jest ton niektórych komentarzy w kontekście sporu dotyczącego wiceprezesów PiS. Szczególnie tych sugerujących, że buntownicy założą nową partię. Ten scenariusz opisuje też Igor Janke w podsumowaniu swojego artykułu „Zakon Kaczyńskiego nie wygra wyborów”. Na takie zagrożenie pośrednio zdaje się też wskazywać Jarosław Kaczyński. Mimo wszystko takie rozwiązanie jest wątpliwe.

Praktycznie, bowiem z żadnej partii z obecnych w Sejmie nie opłaca się odchodzić by założyć nową. A przynajmniej nie w tym momencie. Na dzień dzisiejszy powodów, dla których nie warto odchodzić z PiS jest co najmniej:

 

36 071 567

 

Tyle w przybliżeniu w złotych wyniesie w przyszłym roku (i kolejnych do końca kadencji) subwencja budżetowa dla partii Prawo i Sprawiedliwość. Zastanawiające jest jak wielu komentatorów snując rozważania na temat przyszłych rozpadów partii ignoruje aspekt finansowy. Obecny model finansowania partii politycznych z subwencji budżetowej, której wysokość zależy od wyniku uzyskanego w wyborach do Sejmu poważnie faworyzuje obecne już w parlamencie ugrupowania wobec konkurencji.

Rezultatem wprowadzenia tego systemu finansowania jest stopniowa stabilizacja sceny politycznej. Co samo w sobie nie jest niczym złym natomiast czasem w powiązaniu z systemem finansowania może wzbudzać wrażenie „barier wejścia”. Zabawne, że jedynymi ekspertami, którzy poruszyli w mediach tę właściwość istniejącego systemu byli Jadwiga Staniszkis i Ireneusz Krzemiński oczekujący na przesuwaną godzinę ogłoszenia sondaży w Wieczorze Wyborczym.

Nie sposób bowiem nie zauważyć, że w przeciwieństwie do partii, które „załapały się” na jak widać znaczne subwencje nowe partie chcąc wejść na polityczny rynek muszą pozyskać i zaryzykować znaczące środki finansowe. W tym czasie istniejące partie mogą spokojnie budować z tych pieniędzy swój aparat. W ubiegłych wyborach mogliśmy też zobaczyć co dzieje się z partiami, które jak LPR czy Samoobrona straciły płynność finansową co było jedną z przyczyn ich porażki.

Na koniec warto jednak zwrócić uwagę, że jedynym „oknem transferowym”, dzięki któremu całkowicie nowa partia ma szansę przebić się do Sejmu są wybory prezydenckie. Ale to również wymaga nakładów finansowych no i odpowiedniego kandydata, na którego plecach można by zbudować popularność i wjechać do Sejmu. Przyda się też sprzyjający kalendarz wyborczy – taki jak w latach 2010-2011. Najpierw wybory prezydenckie – potem parlamentarne. Ale to tego pozostało sporo czasu…i wtedy znajdą się chętni do finiszowania zza pleców lidera.

I wracając do sporu w PiS, łup wyborczy leży już w ładowni, teraz buntownicy muszą się poważnie zastanowić – czy warto skakać za burtę, czy może lepiej spróbować wyrzucić za nią kapitana.

Jak na razie jeden mówi, że kapitan jako jedyny potrafi kierować okrętem, drugi chce wywalić jego ulubionego chłopca okrętowego, a trzeci liczy na poparcie braci ze swojego śródlądowego portu.

Jarosław Kaczyński – dziecko ulicy?

W niedawnym wywiadzie dla „Faktu” odchodzący premier powiedział, że nie wychował się na podwórku ale w „lepszych miejscach”. Jesteście ciekawi co to za „lepsze miejsca”? Proszę bardzo.

Jarosław Kaczyński wyjaśnia tą tajemnicę w wywiadzie rzece z Karnowskim i Zarembą:

A poza tym toczyliśmy bitwy – na kamienie. To też jakaś pozostałość wojny. Byłem wtedy częstym pacjentem pogotowia ratunkowego. Wystarczyła drobna sprzeczka. Przeważnie chłopcy z mojej ulicy – Lisa Kuli – walczyli z chłopcami z trójki, dużego bloku przy Placu Inwalidów. Najpierw chodziłem się do tego bloku bawić do piaskownicy, a potem głównie walczyłem.

Źródło: „O dwóch takich… Alfabet braci Kaczyńskich”, s. 41

Jak widać, już wtedy kształtowała się ofensywna orientacja Prezesa PiS. Nie wystarczało mu własne podwórko i wiedziony chęcią zdobyczy terytorialnych pozwalał by wychowywała go ulica.

Teraz sens wypowiedzi jest jasny – premier zwyczajnie patrzy z góry na takich cieniasów, którzy ograniczali się do własnego podwórka.

Największa zagadka rządów Prawa i Sprawiedliwości

Moim zdaniem nie są nią „kwity” na Sikorskiego, bicie rekordów w zmianach na stanowisku Ministra Finansów czy nawet fonoteka Ziobry. Chodzi o dekomunizację i stosunek do niej.

O ile wiem PiSowskie pomysły na dekomunizację nie nabrały nawet kształtu projektów ustaw, gdzieś zaginął słynny podobno prawie gotowy już projekt ustawy deubekizacyjnej czy dezubekizacyjnej.

Tak więc o tym jak wyglądała dekomunizacja w wykonaniu PiS możemy oceniać patrząc na faktyczne działania tej partii i tworzonego przez nią rządu. A w rządzie i okolicach mieliśmy prawdziwy festiwal postaci związanych z poprzednim systemem.

Z jednej strony niby sprawa Kaczmarka pokazała negatywny stosunek PiS do członkostwa w PZPR. Z drugiej strony w rządzie mieliśmy byłego aparatczyka PZPR – Wojciecha Jasińskiego, PRLowskiego prokuratora Wassermanna potem PRONowca Karskiego, a na jego zapleczu m.in. słynnego McSurmacza. Zaskakująca była też ofensywa zasłużonych PZPRowców na władze Polskiego Radia – słynnej trójcy Czabański, Targalski, Wolski. I wreszcie we wspomnianym przypadku Kaczmarka „ustami” Prezydenta bywał często prezydencki minister Maciej Łopiński – wieloletni członek PZPR.

W temacie dekomunizacji to była jedynie rozgrzewka bo przecież Prawo i Sprawiedliwość stawiało też na prawdziwe gwiazdy:

Pułkownik Henryk Biegalski, powołany w lutym 2006 r. przez premiera na wniosek Zbigniewa Ziobry na szefa Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Jakie szczególne zasługi miał Biegalski można poczytać w relacji świadka zamieszczonej przez Igora Janke na jego blogu. Po publikacji Wyborczej na temat jego przeszłości i zeznaniach świadka wszczęto postępowanie sprawdzające w związku z popełnieniem zbrodni komunistycznej a Biegalski został odwołany z funkcji.

Konrad Kornatowski, do czasu pamiętnej afery Komendant Główny Policji, wcześniej . Zgodnie z tzw. raportem Rokity – Sprawozdaniem Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej Do Zbadania Działalności MSW, odpowiedzialny za tuszowanie zabójstwa na komisariacie MO. Kornatowskiego w dość osobliwy sposób bronił premier Jarosław Kaczyński:

– I wreszcie rzecz, o której może nie powinienem mówić, bo brzmi dość zabawnie – a chodzi o ludzkie życie – ale to wszystko zaczęło się od kradzieży kury – taka była przyczyna zatrzymania tego pana, który później, wedle ówczesnych ustaleń, zmarł na zawał serca.

Cóż można na to powiedzieć? Co do wiary w „ówczesne ustalenia” musiałby się chyba wypowiedzieć Bronisław Wildstein. IPN wszczął postępowanie w sprawie zbrodni komunistycznej.

Sędzia Andrzej Kryże, w rządzie PiS Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwość. W styczniu 1980 r. skazał trzech opozycjonistów za udział w manifestacji 11 listopada 1979 r. W uzasadnieniu sędzia Kryże użył słów, których nie powstydziłby się reżim Łukaszenki: „Demonstracyjnie okazali lekceważenie wobec Narodu Polskiego, (…) zarzucając mu m.in., że nie jest on narodem wolnym i niepodległym…”. W sierpniu IPN wszczął postępowanie sprawdzające w związku z podejrzeniem popełnienia zbrodni komunistycznej.

Czy ta trójka domniemanych zbrodniarzy komunistycznych miała być symbolem dekomunizacji według Prawa i Sprawiedliwości? Jak PiS mógł to pogodzić z własnym programem? Nadal pozostaje to dla mnie zagadką.

Może ktoś wytłumaczy mi ten fenomen?