Archive for the 'Historia' Category

Truchtem po genitaliach

Człowiek młody jest naiwny. Wszystko wydaje się proste, nawet lektury szkolne. Dopiero dzisiaj widzę, że miały one uczyć jak postępować z terrorystami. Przejrzałem na oczy po lekturze wpisu Witolda Repetowicza na Europa 21.

Dowiadujemy się dalej o elektrowstrząsach, sodomizacji szczotką czy deptaniu genitaliów, ale nie dowiadujemy się dlaczego sodomizacja szczotką jest niedopuszczalna w celu uzyskania informacji mogącej uratować kilka tysięcy niewinnych osób. Dlaczego terrorysta planujący drugie 9/11 nie ma być podłączony do prądu a jego genitalia deptane w celu uzyskania informacji niezbędnej do neutralizacji jego planów. Życie kilku tysięcy ofiar jest mniej ważne niż bezpieczeństwo jąder czy odbytu Khaleda Mohammada. Tak to rzeczywiście tragiczne.

Wydawało mi się, że już gdzieś czytałem podobne instrukcje w związku z przesłuchaniem jakiegoś wyjątkowo zatwardziałego terrorysty i nie pomyliłem się:

Bicie trwało bez ustanku z parogodzinnymi przerwami. Bito go w trzech postawach: na stojąco – pięścią po twarzy i głowie, leżącego na stołku – kijem i pejczem, oraz na podłodze, gdy mdlał – butami po brzuchu i między nogi. Miażdżono mu również podkowami butów dłonie na kamiennej posadzce, gdy leżał wyczerpany bez sił. Bicie kijem ustało dopiero wtedy, gdy kij złamali mu na głowie.

Niestety wspomniany terrorysta został odbity przez sobie podobnych zanim zdążono wyciągnąć od niego informacje mogące uratować wiele niewinnych osób. Widać, że i te sprawdzone metody wymagają czasem dopracowania ale czego się nie robi dla walki z terroryzmem na wszelkich frontach.

Szkoda tylko, że pomimo tego, że cytowana pozycja nadal jest lekturą szkolną, nauczyciele tak słabo uwypuklają jej instruktażowy charakter.

Jerozolima Nasza

Gazeta Wyborcza postanowiła zrobić prezent swoim czytelnikom z okazji swoich 19. urodzin i udostępniła za darmo dostęp do swojego internetowego archiwum. Dzięki temu można sięgnąć do legendarnych artykułów w rodzaju tego, od którego wziąłem tytuł.

Materiał ten już od dawna wzbudzał wielkie zainteresowanie, szczególnie wśród prawicowych publicystów i blogerów. Stanisław Michalkiewicz w 2006 r. napisał:

W swoim czasie nazwałem „Gazetę Wyborczą” „żydowską gazetą dla Polaków”. Bezpośrednim impulsem do użycia takiego określenia był zamieszczony tam artykuł, będący relacją z posiedzenia izraelskiego Knesetu, poświęconego włączeniu obszaru Jerozolimy do terytorium państwowego Izraela. Mimo entuzjastycznego tonu tej relacji nie byłoby w niej nic osobliwego, gdyby nie tytuł. Wielkie czcionki triumfalnie krzyczały „Jerozolima nasza!”.

Dwa miesiące później znany ze swojej rzetelności bloger Galba odkrywczo stwierdził:

Gazeta Wyborcza pisze głupstwa, inne media nie dają się ogłupić, Gazeta poddaje się i przyznaje się do błędu. Przy okazji pisze o sobie per „polska prasa” czym wprawia rzesze czytelników w osłupienie ponieważ różnymi przymiotnikami już określano Gazetę… ale żeby twierdzić, że jest „polska” (wielki tytuł na pierwszej stronie Gazety krzyczał jakiś czas temu: „Jerozolima nasza!” a odnosił się do oficjalnego przyłączenia tego miasta do zasadniczej części państwa Izrael…)?

Latem zeszłego roku teza przypasowała naszemu salonowemu Trystero:

Polska nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. W kraju, w którym największy opiniotwórczy dziennik tytułuje artykuł relacjonujący głosowanie w Knesecie nad przyszłością Jerozolimy słowami ‚Jerozolima nasza!‚ (to nie jest urban legend, można to sprawdzić w archiwum GW),

Nie wiem dlaczego miałbym sprawdzać po trzech tak znakomitych autorach ale skoro Trystero aż tak zachęca to korzystając z okazji sięgnąłem do archiwum GW. Rzeczywiście znajdziemy tam datowaną na sierpień 1995 r. korespondencję z Tel Awiwu autorstwa naszego znajomego Eliego Barbura zatytułowaną „Jerozolima Nasza” (Gazeta Wyborcza nr 200, wydanie waw z dnia 29/08/1995 ŚWIAT, str. 6). Przytoczmy fragment:

Minister policji Mosze Szachal postanowił zamknąć palestyński Zarząd Radiofonii, Biuro Statystyczne i Departament Zdrowia. Powinny one zaprzestać działalności w ciągu 96 godzin.

W całym tekście posiedzenia Knesetu ani słychu ani widu, o przyłączeniu Jerozolimy też ni słowa, tekst który według Galby miał być na „jedynce” okazuje się tekstem z 6-tej strony GW.

Czyż nie miał racji Lech Kaczyński mówiąc o tworzeniu „nadrzeczywistości”?

Jeśli ktoś chce dotknąć i zobaczyć to pełną treść artykułu można znaleźć na stronach archiwum GW – do 14 maja za darmo.

Bronisław Wildstein i kurioza

Publicysta „Rzeczpospolitej” ma rację pisząc dzisiaj o swoich wątpliwościach dotyczących wyroku w sprawie prokuratora Kazimierza Graffa. Ja również mam pewne wątpliwości. Niestety w omówieniu wyroku nie wspomniano czy sąd zbadał sprawę według trzech głównych wytycznych najznakomitszego prawnika IV RP. Ponieważ jednak nasz tytułowy znawca kuriozów nie przybliżył doktryny i kultury prawnej IV RP postaram się to nadrobić.

Po pierwsze należałoby zbadać czy postępowanie prokuratora Graffa było zgodne z racją stanu bowiem:

Obowiązkiem sądów jest działanie zgodnie z polską racją stanu, z polskim interesem narodowym. Wydaję mi się to oczywiste i chciałem wystosować apel do wszystkich sędziów, szczególnie Sądu Najwyższego, by się tego rodzaju względami kierowali.

Niestety zapodziała mi się gdzieś monografia Jarosława Kaczyńskiego „Racja stanu w orzecznictwie polskich sądów w latach 1918 – 2007” ale tamże zapewne znajdziemy wyjaśnienie tego problemu. Możemy tylko żałować, że sąd nie skorzystał z powołania autora tej pozycji jako biegłego.

Po drugie nie wiemy czy sąd zbadał czy cała sprawa nie zaczęła się aby od jakieś błahostki w rodzaju kradzieży kury, a co jak wiemy dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu bywa czasem istotną okolicznością przy rozpatrywaniu odpowiedzialności za zbrodnie komunistyczne.

I wreszcie na koniec swojego felietonu, Bronisław Wildstein pisze:

Czy tylko dlatego, że wśród prawników, którzy niedawno jeszcze byli sędziami Sądu Najwyższego, znaleźć możemy takich, którzy wydawali z pogwałceniem norm prawa wyroki w stanie wojennym? Czy dlatego, że wyrastające z PRL środowisko sędziowskie dba bardziej o korporacyjny interes niż o elementarne zasady prawa?

Tu odważę się zwrócić redaktorowi Wildsteinowi uwagę, że sprawa niestety nie jest tak jednoznaczna jak w przypadku „Czterech pancernych i psa”. Z generalizacjami nie należy przesadzać bowiem wśród tej grupy może znajdować się ktoś o kim Jarosław Kaczyński mógłby na przykład powiedzieć, iż był „niezwykle efektywnym człowiekiem w realizacji naszego programu naprawy wymiaru sprawiedliwości”.

Dzięki temu widać, że tytuł „Zbrodniarze śpią spokojnie” nie nosi w sobie ani krztyny zazdrości – wygląda na to, że redaktor Wildstein nie ma żadnego problemu ze snem, właściwie chyba udało mu się przespać ostatnie dwa lata.

Zoologiczny antykomunizm

Do niedawna byłem skłonny śmiać się z określenia zoologiczny antykomunizm. Okazuje się jednak, że są ludzie, którzy serio traktują walkę z tym zjawiskiem. Sam natknąłem się jakiś czas temu na podręcznikowy przykład zoologicznego antykomunizmu:

Gdy ktoś 12 razy zatelefonował do rodziców Ziobry w Krynicy i mówił o Zbigniewie jako „synu czerwonej krynickiej świni”, miarka się przebrała. Dr Jerzy Ziobro przyjechał do Krakowa i nakłonił syna do zgłoszenia sprawy na policję. Zbigniew Ziobro stwierdził, że najpierw musi złapać sprawców.

Właściwie należałoby to określić mianem „zoologicznego antykomunizmu genetycznego” ale to już poseł Suski musiałby stwierdzić.
O dalszych szczegółach heroicznej walki ze zjawiskiem zoologicznego antykomunizmu podjętej przez polskiego Eliota Nessa można poczytać TUTAJ. Szkoda, że nasz bohater z wrodzonej skromności i nie chcąc chełpić się swoimi czynami nie zechciał ujawnić materiałów źródłowych w tej sprawie.

Największa zagadka rządów Prawa i Sprawiedliwości

Moim zdaniem nie są nią „kwity” na Sikorskiego, bicie rekordów w zmianach na stanowisku Ministra Finansów czy nawet fonoteka Ziobry. Chodzi o dekomunizację i stosunek do niej.

O ile wiem PiSowskie pomysły na dekomunizację nie nabrały nawet kształtu projektów ustaw, gdzieś zaginął słynny podobno prawie gotowy już projekt ustawy deubekizacyjnej czy dezubekizacyjnej.

Tak więc o tym jak wyglądała dekomunizacja w wykonaniu PiS możemy oceniać patrząc na faktyczne działania tej partii i tworzonego przez nią rządu. A w rządzie i okolicach mieliśmy prawdziwy festiwal postaci związanych z poprzednim systemem.

Z jednej strony niby sprawa Kaczmarka pokazała negatywny stosunek PiS do członkostwa w PZPR. Z drugiej strony w rządzie mieliśmy byłego aparatczyka PZPR – Wojciecha Jasińskiego, PRLowskiego prokuratora Wassermanna potem PRONowca Karskiego, a na jego zapleczu m.in. słynnego McSurmacza. Zaskakująca była też ofensywa zasłużonych PZPRowców na władze Polskiego Radia – słynnej trójcy Czabański, Targalski, Wolski. I wreszcie we wspomnianym przypadku Kaczmarka „ustami” Prezydenta bywał często prezydencki minister Maciej Łopiński – wieloletni członek PZPR.

W temacie dekomunizacji to była jedynie rozgrzewka bo przecież Prawo i Sprawiedliwość stawiało też na prawdziwe gwiazdy:

Pułkownik Henryk Biegalski, powołany w lutym 2006 r. przez premiera na wniosek Zbigniewa Ziobry na szefa Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Jakie szczególne zasługi miał Biegalski można poczytać w relacji świadka zamieszczonej przez Igora Janke na jego blogu. Po publikacji Wyborczej na temat jego przeszłości i zeznaniach świadka wszczęto postępowanie sprawdzające w związku z popełnieniem zbrodni komunistycznej a Biegalski został odwołany z funkcji.

Konrad Kornatowski, do czasu pamiętnej afery Komendant Główny Policji, wcześniej . Zgodnie z tzw. raportem Rokity – Sprawozdaniem Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej Do Zbadania Działalności MSW, odpowiedzialny za tuszowanie zabójstwa na komisariacie MO. Kornatowskiego w dość osobliwy sposób bronił premier Jarosław Kaczyński:

– I wreszcie rzecz, o której może nie powinienem mówić, bo brzmi dość zabawnie – a chodzi o ludzkie życie – ale to wszystko zaczęło się od kradzieży kury – taka była przyczyna zatrzymania tego pana, który później, wedle ówczesnych ustaleń, zmarł na zawał serca.

Cóż można na to powiedzieć? Co do wiary w „ówczesne ustalenia” musiałby się chyba wypowiedzieć Bronisław Wildstein. IPN wszczął postępowanie w sprawie zbrodni komunistycznej.

Sędzia Andrzej Kryże, w rządzie PiS Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwość. W styczniu 1980 r. skazał trzech opozycjonistów za udział w manifestacji 11 listopada 1979 r. W uzasadnieniu sędzia Kryże użył słów, których nie powstydziłby się reżim Łukaszenki: „Demonstracyjnie okazali lekceważenie wobec Narodu Polskiego, (…) zarzucając mu m.in., że nie jest on narodem wolnym i niepodległym…”. W sierpniu IPN wszczął postępowanie sprawdzające w związku z podejrzeniem popełnienia zbrodni komunistycznej.

Czy ta trójka domniemanych zbrodniarzy komunistycznych miała być symbolem dekomunizacji według Prawa i Sprawiedliwości? Jak PiS mógł to pogodzić z własnym programem? Nadal pozostaje to dla mnie zagadką.

Może ktoś wytłumaczy mi ten fenomen?

„Dzień Romana Kryże”

Jeszcze nie wybrzmiały echa niesławnej akcji „Zmień kraj. Idź na wybory”, jeszcze prowadzone jest śledztwo kto się na nią zgodził w TVP a już Prezes Urbański zmazał swą winę.

Tym razem miast pokazać po raz kolejny konferencję szefa CBA Mariusza Kamińskiego, przedstawia widzom pouczającą historyjkę z życia starszego z sędziowskiego klanu Kryże. To historia z morałem – wina nie może pozostać bez kary, zaś przyjęcie korzyści majątkowej zasługuję na karę najwyższą.

Teraz widzimy jak wielką mądrość okazali nasi przywódcy nie godząc się na obchody wymyślonego przez pokonanych przez plagę korupcji eurokratów „Dnia przeciwko karze śmierci”. Nie na darmo mamy własną tradycję, której najpełniejszym wyrazem byłby dzień patrona walki z korupcją – „Dzień Romana Kryże”.

Tak, ten dokument o walce z plagą korupcji musiał przekonać nawet najbardziej wątpiących i wyrażających zdumienie dlaczego symbolem dekomunizacji musi być akurat mianowanie sędziego Kryże juniora wiceministrem sprawiedliwości.

Po dzisiejszym spektaklu „Teatru Telewizji” wiemy, że warto było ponieść tą ofiarę dla idei walki z korupcją. A jeśli ktoś twierdzi inaczej to świadczy tylko o tym, że zmanipulowany przez mięczaków – obrońców praw człowieka i miłośników ograniczania władzy w walce z korupcją, że dołączył do Frontu Obrony Przestępców.