Archive Page 2

Zoologiczny antykomunizm

Do niedawna byłem skłonny śmiać się z określenia zoologiczny antykomunizm. Okazuje się jednak, że są ludzie, którzy serio traktują walkę z tym zjawiskiem. Sam natknąłem się jakiś czas temu na podręcznikowy przykład zoologicznego antykomunizmu:

Gdy ktoś 12 razy zatelefonował do rodziców Ziobry w Krynicy i mówił o Zbigniewie jako „synu czerwonej krynickiej świni”, miarka się przebrała. Dr Jerzy Ziobro przyjechał do Krakowa i nakłonił syna do zgłoszenia sprawy na policję. Zbigniew Ziobro stwierdził, że najpierw musi złapać sprawców.

Właściwie należałoby to określić mianem „zoologicznego antykomunizmu genetycznego” ale to już poseł Suski musiałby stwierdzić.
O dalszych szczegółach heroicznej walki ze zjawiskiem zoologicznego antykomunizmu podjętej przez polskiego Eliota Nessa można poczytać TUTAJ. Szkoda, że nasz bohater z wrodzonej skromności i nie chcąc chełpić się swoimi czynami nie zechciał ujawnić materiałów źródłowych w tej sprawie.

Jakie lody chce ukręcić Platforma w mediach – część pierwsza

Jak Platforma likwiduje media publiczne? Wygląda na to, że PO rzeczywiście chce dotrzymać obietnicy i zlikwidować media publiczne. W zamian otrzymamy media rządowe.
Zaskakująco cicho jest na temat proponowanej przez Platformę nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, która ma wejść pod obrady Sejmu na rozpoczynającym się dzisiaj posiedzeniu. A warto zajrzeć do „Poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji i innych ustaw” (druk sejmowy nr 151) bo to bardzo ciekawy dokument.
Polecam na początek sięgnąć do „diagnozy” postawionej w uzasadnieniu do projektu PO:

Można było mieć nadzieję, że dojście do władzy prawicowej formacji odwołującej się do idei budowy demokratycznego państwa prawa – a fundamentem tegoż jest wolność słowa i niezależność mediów – odwróci fatalne tendencje zawłaszczania mediów przez polityków. Zaproponowana przez Prawo i Sprawiedliwość i przegłosowana wespół z „Samoobroną” tudzież Ligą Polskich Rodzin nowelizacja ustawy przeprowadzana w ekspresowym tempie i z naruszeniem dobrych obyczajów parlamentarnych w grudniu 2005r. była tych nadziei zaprzeczeniem. Otrzymaliśmy prawdziwie partyjną Krajową Radę, równie partyjne rady nadzorcze i co najmniej kontrowersyjne „partyjno – parytetowe” zarządy telewizji publicznej i radia. W efekcie w ofercie programowej nadawców zwanych publicznymi zatriumfował bieżący interes polityczny ugrupowań rządzących.

Po takim wstępie wypada oczekiwać iście cudownego odpolitycznienia mediów publicznych, prawda? Cóż więc innego niż PiS proponuje nam partia Donalda Tuska?
Trzeba przyznać, że PO nie ograniczyła się jedynie do podążania drogą PiSu i odzyskania wielokrotnie odzyskiwanej telewizji publicznej. Wprowadzenie mediów rządowych, poddanie mediów prywatnych kontroli rządu z jednoczesnym wyrwaniem zębów odzyskanej ponownie Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji czy też znalezienie bata na media Ojca Rydzyka – jest o czym pisać.
W pierwszym odcinku zacznijmy od recepty Platformy na media publiczne. Obecnie rady nadzorcze mediów publicznych powołuje „niezależna inaczej” KRRiT, a te rady powołują zarządy publicznego radia i telewizji. PO jak w ogranym szmoncesie postanowiła „pominąć pośrednika” i z mediów publicznych od razu zrobić media rządowe.
I tak według projektu Platformy, rady nadzorcze oraz zarządy, w tym prezesa Polskiego Radia i TVP ma powoływać i co ważne odwoływać pozornie niewinnie brzmiące „walne zgromadzenie akcjonariuszy”. To zgromadzenie w jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa stanowi z natury apolityczny Minister Skarbu Państwa. Prawda, że od razu lepiej?
Malkontenci pewnie powiedzą, że PO nie idzie na całość i wprowadza jakieś konkursy na członków zarządów i rad nadzorczych ale na szczęście jakby wyniki konkursów organizowanych przez „cieszącą się ponadpartyjnym autorytetem Krajową Radę Radiofonii i Telewizji” (tak w uzasadnieniu projektu) nie dość odpolityczniały media publiczne, to zawsze włączyć się może walne zgroma… przepraszam Minister Skarbu i zrobić porządek. Z „ważnych powodów” oczywiście, jak stanowi projekt.
I tylko jedno pytanie pozostaje otwarte dla przyszłych uczestników tej z natury apolitycznej karuzeli – czy odprawy prezesów w tych radiowych Orlenach i telewizyjnych KGHMach będą podobnej wielkości jak w ich sławniejszych odpowiednikach?


W końcu „niezależność” ma swoją cenę.

Czytaj też: Platformy skok na telewizję

Waldemar Pawlak zainwestował w złoto?

Sytuacja jest ciekawa: wicepremier walczy z paniką na giełdzie a jednocześnie dziennik „Polska” odkrył znaczne zmniejszenie się jego majątku deklarowanego w oświadczeniach majątkowych.

Moim zdaniem wytłumaczenie jest proste, Waldemar Pawlak na fali wzrostu cen złota (jakieś 40% w ciągu ostatniego roku) odkrył lukę w przepisach dotyczących oświadczeń majątkowych. Gdy zerkniemy do formularzy oświadczeń wypełnianych przez posłów zauważymy, że należy w nich zadeklarować ruchomości o wartości powyżej 10 tys. złotych.

Inwestycja w złoto stanowi świetną furtkę w tych przepisach. Obecnie bowiem, cena nawet 100-gramowej sztabki złota nie przekroczy tego limitu. A takich niepodlegających wykazaniu w oświadczeniu „ruchomości” każdy poseł może mieć w swojej skrytce bankowej skolko ugodno.

Tylko dlaczego Pawlak jeśli rzeczywiście wszedł w najtwardszą z walut, zaleca inwestorom łapanie „spadających noży” na warszawskiej giełdzie?

Co powiecie na podatek kościelny?

W dyskusji pod wpisem MacSieniela o WOŚP i zbiórce na budowę Świątyni Opatrzności pojawił się ciekawy wątek – stosunek zwolenników wolnego rynku do finansowania Kościoła z budżetu.

To rzeczywiście interesujące, że w zalewie internetowych fanów UPR i JKM ten temat się praktycznie nie pojawia. Właściwie można by uznać, że ich zdaniem finansowania Kościoła mieści się w tym swoistym pojęciu państwa minimum na równych prawach z obronnością czy też sądownictwem.

Ja natomiast mam wątpliwości czy rolą państwa jest sponsorowanie poszczególnych wyznań czy to przez bezpośrednie dotacje jak na wspomnianą Świątynię Opatrzności czy też w formie finansowania ich działalności w postaci nauki religii w szkołach i działalności kapelanów we wszystkich możliwych instytucjach. Do tego dochodzą jeszcze quasi-stanowe przywileje w dziedzinie podatków i ubezpieczenia społecznego.

Taką działalność, która i tak jest obowiązkiem poszczególnych kościołów i wyznań powinni finansować wierni a nie wszyscy podatnicy. Pewnym ustępstwem ze strony Państwa może być najwyżej ułatwienie zbierania takich funduszy poprzez wprowadzenie podatku kościelnego/wyznaniowego dla wiernych deklarujących wsparcie dla danej organizacji religijnej.

A może liberałowie mają lepszy pomysł?

Prezydent Lech Kaczyński i problemy z alkoholem

Odnosząc się do zarzutów posła Palikota, prezydencki minister Robert Draba odważnie oświadczył „Prezydent nie miał i nie ma problemów z alkoholem”. Muszę mu pogratulować tak dogłębnej wiedzy dotyczącej przeszłości jego pryncypała, wypada jednak dodać pewne szczegóły. Oddajmy głos Lechowi Kaczyńskiemu:

-Kiedy nastąpiła inicjacja alkoholowa?
-W dziewiątej klasie. W ósmej byliśmy z Jarkiem na szkolnej wycieczce w Gdańsku, to już niektórzy popijali a my jeszcze nie. Ale potem piło się winko, głównie dla podkreślenia dorosłości. Upiłem się po raz pierwszy po dopuszczeniu do matury. Pojechałem z Tadkiem do Legionowa, bo on miał wtedy wolną chatę. Jak idioci kupiliśmy sobie pomarańczówkę i wino. Po prostu nie znaliśmy się na wódkach i nie wiedzieliśmy, że trzeba unikać mieszania. Kiedy wracałem, Jarek już czekał na mnie na ulicy, bo wcześniej zadzwoniłem do domu ze stacji. Ale wszystkiego nie pamiętam. Wiem, że długo nie mogłem patrzeć na alkohol. Ale już na bal maturalny kupiłem najczystszą wódkę?
-Jak to się skończyło?
-Ja znałem w tej szkole sporo kolegów z innych klas, z tak zwanego „klopa”, czyli z palenia na przerwach. Między innymi niejakiego Żyliszkiewicza, najczystszej wody szkolnego chuligana. On się dowiedział, że mam wódkę i prosi: daj się napić. Jak się przypiął do butelki, wypił od razu z gwinta z połowę. Byłem zadowolony, bo sam nie miałem na nią specjalnej ochoty. Mija parę minut a Żyliszkiewicz pada sztywny. Przeleżał cały wieczór. Piwo zacząłem pić na studiach, chociaż go wtedy nie lubiłem. Robiłem to dla towarzystwa.
-Sympatycznie Pan wspomina tamte czasy?
-W sumie tak, choć czekałem z utęsknieniem na studia.

Studia będące okresem picia piwa, którego się nie lubi nie były pewnie zbyt przyjemne ale prawdziwa próba dla Lecha Kaczyńskiego nadeszła dopiero wiele lat później z chwilą rozmów w Magdalence. Wspomnienie tego faktu skłania go zrazu do gorącego dementi:

-Nie piliście?
-Aż tak to nie. Ale ja piłem bardzo mało

Poświęcenie dla Ojczyzny wypada docenić, z chwilą kiedy wprawiony w bojach Lech Kaczyński precyzuje co to dla niego znaczy mało:

…posadzono nas przy dużym stole, a Kiszczak powiedział, że tutaj się naradza zwykle ze swoimi oficerami i że jest pełna demokracja – pierwsze 20 kolejek każdy musi wypić, a później to już jak kto chce.

I wszyscy wiemy, że wynik mógł być tylko jeden – Czesiu pije „karniaka” a Lesiu zaciera rączki.

Kaczyński Kiszczak Magdalenka

Wszystkie cytaty pochodzą z książki „O dwóch takich… ALFABET braci Kaczyńskich”, Wydawnictwo M, Kraków 2006 r.

Wielkie zwycięstwo konserwatyzmu

Plotki o upadku myśli konserwatywnej w Polsce okazały się przesadzone. Mamy zdrowe, hołdujące tradycyjnym wartościom społeczeństwo. Mamy też intelektualistów, którzy potrafią to docenić. I serce rośnie gdy widzi się taki symbol wzajemnego zrozumienia jak konserwatywny rzecznik konserwatywnych obywateli:

Koniak, kwiaty, czy perfumy – po zabiegu dla lekarza są do przyjęcia. Rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski uważa, że tego rodzaju dowody wdzięczności nie są niczym nagannym. To zwyczaj, który istnieje w społeczeństwie – powiedział w Radiu ZET.
„Ja sam dawałem, gdy mojej mamie robiono operację. Dałem filiżankę Rosenthala, bo lekarz lubił porcelanę”

Racja, w końcu nic lepiej nie oddaje siły konserwatywnych wartości od wykształconego przez długotrwałą praktykę zwyczaju. W dodatku, zdaniem Janusza Kochanowskiego, zwyczaju jako okoliczności wyłączającej odpowiedzialność karną. Warto docenić też nutkę liberalizmu, która pojawia się w dalszej części wypowiedzi Rzecznika:

Dajemy kwiaty, dajemy koniak, dajemy czekoladki. Ale jeśli ktoś jest bardzo, bardzo zamożny, operacja była bardzo, bardzo ciężka, no to można dać pióro.

Pióro potężniejsze bywa od miecza więc pozostaje się tylko na koniec zachwycić się, że już od lat w polskiej służbie zdrowia panuje podejście konserwatywno-liberalne. Tylko za co ścigano konserwatywno-liberalnych obywateli?

Prezydent RP, Oddział Zamiejscowy w Juracie

Przy okazji zamieszania z częstymi lotami Lecha Kaczyńskiego na Hel właściwie nikt nie pyta o cel tych podróży. A przecież z ich liczby wynikałoby, że prezydent często urzęduje w Juracie zamiast w Warszawie. Nic mi nie wiadomo o tym by tamtejsza rezydencja prezydencka była wynajmowana na zasadzie time sharing.
Przy nikłych i realizowanych głównie w formie pisemnej kompetencjach głowy państwa taki wybór Lecha Kaczyńskiego ma poza kosztami również dobre strony. W końcu generałowi Jaruzelskiemu nie zrobiłoby pewnie różnicy gdyby jego odznaczenie zostało formalnie nadane poza Warszawą.
Dodatkowo, korzystając z zalet morskiego klimatu dobrze wpływającego na stan zdrowia, Lech Kaczyński może się jednocześnie odseparować od urzędników jego Kancelarii, którzy już nie raz wprowadzili go w błąd. Przeniesienie siedziby pozwoli uniknąć też tak kłopotliwych sytuacji jak wizyty osób zdążających właśnie do któregoś z oligarchów.
Praktycznie wszystkie sprawy poza tymi wymagającymi osobistej obecności i tak w stolicy załatwi za Lecha Kaczyńskiego jak dotąd wicerezydent Michał Kamiński. Zaoszczędzone środki można przeznaczyć chociażby na wczasy z BOR, które ostatnio propaguje minister Anna Fotyga.

Edukacja Zbyszka Ziobro

Obserwując byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę można mu tylko współczuć, że dowiaduje się on co chwila różnych nowych, perwersyjnych rzeczy będąc im poddany niczym ofiara praktyk markiza de Sade.
Pierwszym podszeptem Złego naruszającym nieskalaną duszę Zbyszka było szatańskie domniemanie niewinności, które jakoby nie pozwala ministrowi demokratycznie wybranego rządu nazywać kogo zechce – zabójcą.
Zdecydowanie złą wiadomością z drzewa poznania dobra i zła była informacja, że areszt jest jedynie tymczasowy, nawet wobec osoby wspaniałomyślnie wskazanej przez tego ministra demokratycznie wybranego rządu.
Patriotyczne serce Zbyszka, nawet gdy będzie się go nazywać „polskim Eliotem Nessem”, od razu wyczuje fałsz w przeszczepianiu na polski grunt anglosaskiego, barbarzyńskiego pojęcia konfliktu interesów. Przecież stanowiąc prawdziwe przedmurze polskiego systemu prawnego nasz oddany Prokurator Generalny potrafiłby się sam przesłuchać, nie tracąc ani krztyny ze swojego legendarnego obiektywizmu.
Dlatego boję się pomyśleć do jakiego zdeprawowania umysłu naszego brylantu aplikacji prokuratorskiej dojdzie w momencie gdy dowie się on, że istnieje tak zgniła moralnie instytucja jak tajemnica adwokacka, która narusza Jego święte prawo do poznania wynagrodzenia każdego adwokata bez zgody jego klienta.
I tylko dziw bierze, że na koniec ten nasz polski heros, Magister Sprawiedliwości nie schronił się jeszcze w objęciach swojskiego terminu, ukutego przez inną tęgą prawniczą głowę:

w… „kręgu podejrzeń”.

Tanie Państwo czyli wigilijna zupa z BORowików

W Wigilię „Gazeta Wyborcza” nie przemówiła ludzkim głosem i poinformowała po raz kolejny jak PiS pojmował „Tanie Państwo”. O darze mowy dla zwierząt tego szczególnego dnia przypomniał sobie za to Zbigniew Wassermann chcąc nas wszystkich zrobić w konia.
Kultywując ideę „Taniego Państwa”, co bywa trudne w czasach walki z dziadostwem, byli ministrowie Wassermann i Ziobro latając samolotami wysyłali za sobą naziemną obsługę Biura Ochrony Rządu – samochodem.

Kilka godzin przed odlotem ministra do Krakowa z Warszawy wyruszał nasz samochód z kierowcą, by zdążyć na przylot ministra na lotnisko w podkrakowskich Balicach – opowiada oficer BOR.

Samochód odwoził Wassermanna do domu. Weekend BOR-wiec spędzał w hotelu, w dniu powrotu ministra do Warszawy zawoził go na lotnisko i wyruszał do Warszawy, gdzie z kolei na Okęciu przylotu koordynatora oczekiwał drugi samochód BOR.

Swoją dwuletnią heroiczną walkę by zmienić ten stan rzeczy opisuje były minister koordynator:

Mimo usilnych starań byłem niewolnikiem obowiązujących przepisów ochrony i nie udało mi się tego zmienić.

Walka ta jest o tyle ciekawa, że zgodnie z ustawą o Biurze Ochrony Rządu ani Ziobrze ani Wassermannowi nie przysługuje obowiązkowa ochrona BOR. Obaj panowie byli objęci ochroną wyjątkowo na mocy decyzji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, początkowo Ludwika Dorna.

Ileż to Ziobro i Wassermann musieliby się namęczyć próbując przekonać kolegę partyjnego do zmiany zakresu ochrony. Pozostaje tylko podziwiać Żelaznego Ludwika, że nie ugiął się pod tymi prośbami i żądaniami i nie naraził kadr IV RP na podróż z lotniska taksówką.

Przepisy dotyczące ochrony BORu są jak widać dla PiSu bardzo elastyczne: podobno minister Kaczmarek był władny by zdjąć obowiązkową ochronę wicepremierowi Lepperowi a „niewolnik przepisów” Wassermann nijak nie mógł się jej pozbyć. Zagadka „Biura Ochrony Ziobry” pozostaje dalej nierozwiązana.

A może Zbigniew Wassermann będąc „niewolnikiem przepisów” zwyczajnie wziął sobie do serca złożone niegdyś ślubowanie i nadal ochrania „zdobycze ludu pracującego”?

Długi i dłuższy czyli Paliwody portret własny

Zamiast stworzyć profil Pawła Paliwody łatwiej dać mu się przejrzeć w lustrze jego własnych komentarzy na Salonie 24. Oto jest dzień, który dał nam Pan, kiedy filozof swojego Legutki zawitał na SG i znowu wziął Galopującego Majora na warsztat. Dlaczego zajął się nim ponownie?

Oto profil Paliwody w trzech smakach:

Uprasza się by częstotliwość umieszczania komentarzy poniżej nie przekraczała średniej paliwodogodziny.